Podlaski Produkt Lokalny. Miody z pasji
To był morderczy sierpień – opowiada o początkach swojej przygody Izabela Łapuć, pszczelarka i nauczycielka języka angielskiego. „O pszczołach nie wiedziałam kompletnie nic, ale uparłam się, że spróbuje i się nauczę. I tak trafiłam do terminu, do Antoniego Kraszewskiego”.
Pierwszym zawodem pani Izabeli jest pielęgniarstwo. Obecnie wykonywanym: nauczanie języka angielskiego w IV LO w Białymstoku i prowadzenie projektów w ramach międzynarodowego programu Erasmus. Oprócz tego, jak podkreśla, fanatycznie interesuje się zdrowym żywieniem. Mięso i warzywa kupuje tylko u zaprzyjaźnionych rolników, samodzielnie robi domowe przetwory, wędliny, a nawet sery.
– Kiedyś koleżanki w pracy się śmiały, że tylko swojego miodu mi brakuje. Po kilku dniach zadzwonił mąż jednej z nich, że jakbym chciała, to on może mi kupić ule. I kupił – śmieje się pani Izabela. To był 2013 r.
W terminie u mistrza
Pierwsze dwa ule stanęły na działce u kolegi. Pani Izabela zaopatrzona w wiedzę z książek i Internetu próbowała współpracować z dwoma pszczelimi rodzinami. Wówczas doszło do niezwykłego spotkania.
– Wróciłam od pszczół i myjąc się w łazience przez otwarte okno usłyszałam charakterystyczne bzyczenie. Wyjrzałam, a tam na sąsiedniej posesji posadowił się rój! – opowiada pani Izabela. – To ja z powrotem za kapelusz pszczelarski i biegiem, zobaczyć, co się dzieje. Sąsiadka się pozamykała i błagała, abym coś z tym zrobiła, a ja nawet nie miałam dodatkowego ula, żeby te pszczoły w niego zapakować. Zadzwoniłam do strażaków.
W białostockiej straży pożarnej jest wielu pasjonatów pszczelarstwa. Do pani Izabeli przyjechał Antoni Kraszewski, mistrz pszczelarstwa z wieloletnim doświadczeniem. Pomógł zdjąć rój a przy okazji zaprosił początkującą pszczelarkę do siebie, na praktyki. [Artykuł dotyczący „Pszczelarskich pasji Antoniego Kraszewskiego także można znaleźć na stronie internetowej Portalu Informacyjnego Województwa Podlaskiego].
– Ten tzw. termin u Antoniego zaczął się z początkiem sierpnia. To była naprawdę mordercza praca, bo Antoni nie bierze jeńców. Sam ciężko pracuje i wymaga tego od swoich uczniów, ale dałam radę i oprócz ogromnej wiedzy, dostałam także pochwały – mówi z dumą pani Izabela.
Z królową się nie dyskutuje
Po praktyce u mistrza pani Izabela otrzymała prezent od teściowej: 20 rodzin pszczelich razem z ulami. Olbrzymia radość! Pani Izabela wybrała mieszańca z pszczołą augustowską.
– Jak się o tym Antoni dowiedział, dyplomatycznie zamilkł – śmieje się pszczelarka. – No, a ja miałam zabawę! To dobre pszczoły, miodne, odważne i silne. Mówi się o nich, że przyniosą miód z kamienia. Tyle, że często zachowują się jak wściekłe. Wystarczy wbić szpadel 50 metrów obok ula, a te już wszystkie na wylotku! Moje rękawice, w których pracowałam, po robocie wyglądały jak poduszki do igieł. Ale też nikt w promieniu 2 km do pasieki się nie zbliżył!
Pani Izabela mówi dziś o swoich pszczołach – „kochane łobuzy”. Choć praca w pasiece, zwłaszcza podczas ostatnich, afrykańskich temperaturowo sezonów, jest bardzo ciężka – nie wyobraża sobie pozostawienia pszczelarstwa.
– Robię to przede wszystkim dla siebie, z pasji do przyrody, natury. Parę godzin powolnej, choć ciężkiej pracy na polu jest dla mnie fantastyczną odskocznią od rutyny szkoły, codziennych obowiązków – wyjaśnia. – Wciąż doświadczam tego, że wyobrażenia i „chciejstwo” człowieka jest niczym w zestawieniu z siłami przyrody. Choć bardzo bym chciała, aby one robiły to, czy tamto, bo są do tego techniki, to jak matka pszczela postanowi coś innego – nie ma zmiłuj! A z królową się nie dyskutuje!
Pszczoły jak z Hitchcocka
Dziś pani Izabela ma kilkadziesiąt rodzin pszczelich. Część z nich jest pasieką stacjonarną, inne przewozi na pożytki w okolice Krynek, Kruszynian, Michałowa, Szymek oraz nad zalew Siemanówka.
– Zawsze pytam właścicieli pól, czy mogę postawić ule. Chyba tylko raz spotkałam się z odmową. Z większością rolników jestem w stałym kontakcie, dzwonimy do siebie, ustalamy to, co trzeba. To praca opłacalna dla dwóch stron, ja mam miód, a rolnik lepsze zapylenie, czyli większe plony – tłumaczy pani Izabela.
Ze swoich podróży po regionie do dziś pamięta swoje pierwsze prace przy gryce. Od tej pory żadne bzyczenie nie jest jej w stanie zaskoczyć, czy wystraszyć.
– Jakby dostały amoku. 20 rojów w jednym rzędzie, podniesionych do góry, w locie. Jak w horrorze u Hitchcocka – wspomina pani Iza. – Pomyśleć, że przed pracą z pszczołami nie mogłam znieść bzyczenia!
Innym zaskoczeniem w jej pszczelarskiej przygodzie była mysz. Weszła jesienią 2021 r. do ula, usadowiła się w kącie i przezimowała.
– Nie przeszkadzała pszczołom, bo była pod rojem. Nie wykonywała gwałtownych ruchów – wyjaśnia pani Izabela. – Zamierzam ją stamtąd wiosną delikatnie wykurzyć, ale musi być na tyle ciepło, by pszczoły mogły bezpiecznie wylecieć z ula.
Rodzina miodem karmiona
W ofercie gospodarstwa pasiecznego białostockiej pszczelarki są miody: gryczany, leśny, lipowy, mniszkowy, wielokwiatowy i rzepakowy.
– Każdy ma swoich fanów, najpopularniejszy to lipa i rzepak. Często niedoceniany jest wielokwiat, a szkoda, bo to przecież najbardziej różnorodny miód, zbierany z różnych kwiatów i ziół łąkowych –wyjaśnia pani Iza.
Jej miody można kupić w ramach zarejestrowanej przez pszczelarkę sprzedaży bezpośredniej.
– Miody robię przede wszystkim dla siebie, dla swojej rodziny i przyjaciół – wyjaśnia. – Zdarza się, że ktoś dzwoni i pyta, czy mój miód jest w 100 proc. prawdziwy. To mu mówię, że skoro sprzedaje tylko nadwyżki, to przecież ani siebie, ani swojej rodziny byle czym, bym nie karmiła.
Po miód do pani Izabeli można się udać po wcześniejszym kontakcie telefonicznym.
tekst i fot.: Urszula Arter, Podlaskie Centrum Produktu Lokalnego
red.: Paulina Tołcz
Bartniczka – Gospodarstwo Pasieczne Izabela Łapuć
ul. Brzechwy 15a, 15-196 Białystok
Tel. 606 999 163