Wspólne darcie – dobra rzecz na długie zimowe wieczory
Dawniej na wsi zima zaczynała się w listopadzie, po zakończeniu wszystkich prac w polu. Długie wieczory ludzie poświęcali na te zajęcia, które można było wykonać w domu i na które wiosną, latem i jesienią brakowało czasu. Kobiety często pracowały w grupie, niosąc sobie nawzajem pomoc i miło spędzając czas – pracy towarzyszyły rozmowy i przyśpiewki. Jednym z zajęć wykonywanych podczas takich spotkań było darcie pierza.
Warto było dawniej hodować gęsi. Zimy były wówczas ostrzejsze niż dziś i żeby zapewnić rodzinie ciepło podczas snu – trzeba było mieć pierze, z którego powstawały wsady do pierzyn i poduszek. Zapobiegliwe gospodynie starały się mieć ich kilka w zapasie dla swoich córek, ponieważ był to niezwykle ceniony element posagu panny młodej.
Sezon na darcie pierza rozpoczynał się w listopadzie, kończył w lutym. Było to zajęcie wymagające zręczności, cierpliwości i czasu. Zapraszano kuzynki i sąsiadki (panny i mężatki), a ich liczba – w zależności od potrzeb – wahała się od kilku do kilkunastu. Starsze kobiety uczyły młodsze, jak dobrze oddzielać chorągiewki i puch od twardych stosin.
Obrzęd rozpoczynał się wyjmowaniem piór z worków, albo starych poszewek na poduszki. Piór, z których żywe gęsi oskubywano latem. Uczestniczące w skubaniu gospodynie siadały przy ustawionym na środku izby stole, każda z miską na kolanach. Do misek trafiały odarte części pierza. Osobno składano puch. Był najcenniejszy. Poduszka wypełniona gęsim puchem była miękka i nie wydostawały się z niej żadne ostre piórka.
Zwyczaj darcia pierza był na wsi ważnym elementem życia towarzyskiego. W trakcie roboty kobiety umilały sobie czas rozmowami, śpiewem, opowiadaniem baśni i legend. Ponieważ czynność tę uważano za typowo kobiecą, mężczyźni musieli znaleźć sobie inne zajęcie. Pletli wiklinowe koszyki, zajmowali się drobnymi naprawami, a czasem, być może z zazdrości, płatali kobietom figle dmuchając w pierze albo wpuszczając do chałupy gołębia. Nietrudno sobie wyobrazić, jak po takim zdarzeniu wyglądało wnętrze kuchni i ci którzy się w niej znajdowali.
Praca w jednym domu trwała zazwyczaj dwa albo trzy tygodnie, przy czym nigdy nie darto pierza w sobotę. Ten dzień kobiety poświęcały zwykle na przygotowania do niedzieli – przede wszystkim sprzątanie.
Każdy wieczór przy darciu pierza kończył się poczęstunkiem. Gospodynie piekły ciasto drożdżowe, podawały herbatę, czasem jakiś trunek. Nierzadko w na poczęstunek zapraszano mężczyzn i zabawa trwała do późnego wieczora. Gospodyni, która nie ugościłaby swoich pomocnic, za rok zostałaby ze swoim pierzem sama.
Na Podlasiu taki obyczaj wzajemnej pomocy, nie tylko przy darciu pierza, ale też wielu innych pracach gospodarskich nazywano tłoką. Okazji do niej było wiele, także zimą. Wspólnie przędziono len, kiszono kapustę. Zwyczaje te żywe były na wsi do lat 70-tych ubiegłego wieku. Dziś ludzie inaczej spędzają długie zimowe wieczory, czasem – być może – szukając w sklepach puchowych kołder.
źródło: Podlaskie Muzeum Kultury Ludowej