Wysokie grzywny za kłusownictwo
Tylko wysokie grzywny i wspólne akcje straży leśnej, granicznej oraz policji mogą ograniczyć w naszym regionie proceder kłusownictwa. Od lat liczba przypadków kłusownictwa nie spada. Jeżeli nie poradzimy sobie szybko z problemem, napiętnuje nas Komisja Europejska.
Choć za kłusownictwo grozi do pięciu lat więzienia, sądy są pobłażliwe. Jeszcze do niedawna maksymalna kara grzywny wynosiła 5 tys. złotych. Po zmianach - już 21 tys. złotych może zapłacić kłusownik za łosia (14 tys. zł) wraz z trofeum na głowie samca (7 tys. zł). Oznacza to dla niego wydatek do 150 zł za każdy kilogram mięsa zwierzęcia!
Marek Taradejna, specjalista ds. informacji w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, mówi, że z biegiem lat rośnie procent wykrywanych sprawców. W 2006 roku na 21 stwierdzonych przypadków wykryto ich 15, a 20 spraw skierowano do organów ścigania. Wartość szkód sięgnęła 95 tysięcy złotych. - Jelenie, sarnę, dzika, łosie kłusuje się przede wszystkim na mięso. W 2006 roku zanotowano 18 takich przypadków - mówi Taradejna. - Różne są metody: przy pomocy broni palnej, sideł na zwierzynę grubą (linka), potrzasków i wnyków na zwierzynę drobną (drut) oraz sztucznego światła - szperaczy oślepiających zwierzynę.
Wnyki są najpowszechniejsze. W ubiegłym roku zdjęto ich aż 762. Porządku pilnuje w podlaskich lasach 70 strażników straży leśnej oraz około 1000 pracowników administracji, posiadających stosowne uprawnienia. Nie jest to spokojna praca, ponieważ gotowi na wszystko i dobrze uzbrojeni kłusownicy są niebezpieczni.
- Wojna to za dużo powiedziane. Człowiek wykonuje swoją pracę - skromnie mówi Eugeniusz Wilczewski, strażnik leśny z Nadleśnictwa Knyszyn, któremu "ktoś” spalił dom. W połowie lutego na jego terenie rozpracowano rodzinną grupę wnykarzy. Mieli na koncie co najmniej pięć łosi, trzy jelenie, sarnę i dzika.
Gazeta Współczesna