Nie ma kto nas znieczulać
Podlaskie szpitale – podobnie jak inne placówki w całym kraju borykają się ze zbyt małą liczbą anastezjologów. Choć dyrektorzy kuszą wysokimi pensjami, chętnych do pracy nie ma.
Ministerstwo Zdrowia kilka tygodni temu rozesłało do dyrektorów wszystkich szpitali w Polsce ankiety z pytaniami o liczbę i zarobki anestezjologów. Resort chce poznać skalę zjawiska i zapobiec dalszemu wyjeżdżaniu anestezjologów za granicę. Choć raportu jeszcze nie ma, dyrektorzy podlaskich szpitali przyznają zgodnie: braki kadrowe w tej specjalności są dramatyczne.
Od czasu wejścia Polski do Unii z naszego województwa (według danych Okręgowej Izby Lekarskiej) wyjechało 27 anestezjologów. To aż 15 proc. lekarzy tej specjalności, najwięcej spośród wszystkich.
Między dyrektorami szpitali rozgorzała walka o specjalistów od znieczulania. Anestezjologów podkupują między sobą dyrektorzy największych białostockich szpitali. Szefowie małych powiatowych ZOZ-ów, którzy nie mogą zaproponować takich pensji, jak koledzy w Białymstoku, kuszą wysokimi stawkami za dyżury (nieoficjalnie mówi się nawet o 50-60 zł za godzinę).
- Anestezjolodzy przyjeżdżają do mnie na dyżury z Białegostoku, ale także z województwa warmińsko-mazurskiego - przyznaje Cezary Rzemek, dyrektor szpitala w Mońkach. Mówi, że płaci tyle, by opłacało im się przyjeżdżać z innych miast. Ile dokładnie? Zasłania się tajemnicą handlową. Podobnie wygląda to w Sejnach. Jest tam kilku dojeżdżających anestezjologów, a także dwóch na etatach. Dyrektor Waldemar Kwaterski chciałby zatrudnić jeszcze jednego: - Ale nikt na razie nie odpowiedział na moją ofertę - przyznaje.
Najwięcej anestezjologów zatrudniają szpitale w Białymstoku, tu też mają wolne etaty. Bogusław Poniatowski, dyrektor szpitala klinicznego, u którego pracuje aż 37 anestezjologów, z miejsca gotów jest przyjąć dwóch specjalistów z doświadczeniem. Jeszcze gorzej jest w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym. Na położnictwie nie ma tam kto znieczulać do porodów naturalnych, problem jest też na oddziale wewnętrznym i gastroenterologii.
- Czasem jest tak, że na dyżur zgłasza się pacjent z gorączką, któremu trzeba szybko zrobić endoskopowe badanie dróg żółciowych i trzustkowych. I nie możemy tego wykonać, bo nie ma anestezjologa - potwierdza prof. Witold Łaszewicz, ordynator oddziału.
Wicedyrektor szpitala Zdzisław Gołaszewski twierdzi, że robi, co może, by pozyskać nowych pracowników. W Białymstoku jednak co i rusz powstają niepubliczne kliniki, które podkupują lekarzy tej specjalności.
- Teraz udało mi się zatrudnić na etatach dwóch lekarzy z innego szpitala - cieszy się Gołaszewski. - Chcemy też na umowę-zlecenie zatrudnić lekarzy na dyżury, m.in. na położnictwie. Tu na szczęście zainteresowanie jest duże, zgłosiło się aż dziesięć osób.
Szef Okręgowej Izby Lekarskiej w Białymstoku prof. Jan Stasiewicz obawia się, że w przyszłości wcale nie będzie lepiej. Bo nie ma wielu chętnych do specjalizowania się w anestezjologii. Z kolei Wojciech Gromkowski, przewodniczący podlaskiego oddziału Związku Zawodowego Anestezjologów, uważa, że nawet ci, co już się szkolą, też myślą o wyjeździe, choć głośno tego nie przyznają.
Gazeta Wyborcza