Kto nie chce spółki ten do zwolnienia
Zarząd łomżyńskiego PKS-u pozbywa się z firmy tych, którzy są przeciw powołaniu spółki pracowniczej. Dyrektor odpowiada, że zwalnia tych, którzy sieją ferment.
Konflikt między częścią załogi a szefostwem PKS narastał od kilku miesięcy. Spowodowany jest różnicą zdań w sprawie planowanej prywatyzacji zakładu. Część pracowników i zarząd chcą utworzenia spółki pracowniczej, a pozostali twierdzą, że lepsze rozwiązanie to przejęcie zakładu przez inwestora z zewnątrz.
W czerwcu 2006 r. w firmie odbyło się referendum, w którym większość opowiedziała się za utworzeniem spółki pracowniczej. Załoga podzieliła się pod koniec roku, część zmieniła zdanie z powodu zbyt drogich akcji w planowanej spółce (jeden udział został wyceniony na 5 tys. zł).
Pracownicy sygnalizowali dziennikarzom, że część osób jest wręcz zmuszana do przystąpienia do spółki. Związkowcy - m.in. z "Solidarności '80" - postanowili to wyjaśnić i poprosili właściciela zakładu, czyli wojewodę, o zgodę na zorganizowanie kolejnego referendum. Zgody nie dostali.
W ubiegłym miesiącu czterech najgłośniej sprzeciwiających się pracowników ze związku zawodowego "Solidarność '80" zostało zwolnionych przez dyrektora.
- Wyrzucił nas, by zamknąć nam buzie - mówi jeden z mężczyzn, który woli pozostać anonimowy.
- Ogólnie mówiąc, powodem zwolnienia było podburzanie załogi do niepokoju, szkalowanie innych pracowników, pomawianie i najważniejsze: sianie fermentu. Jednak to nie miało związku z prywatyzacją zakładu, a ogólnie złą atmosferą w firmie - tłumaczy Wojciech Zalewski. Dyrektor nie chciał zdradzić, kogo owi pracownicy obrażali.
Blisko miesiąc temu zwolnieni, nie zgadzając się z decyzją dyrektora, skierowali sprawę do łomżyńskiego sądu pracy. Pierwsza rozprawa odbyła się na początku tygodnia.
Tymczasem w zakładzie nieprzerwanie trwa zbieranie deklaracji za powołaniem spółki. Aby mogła powstać, pracownicy do końca marca muszą zebrać 1320 tys. zł. Do tej pory uzbierali prawie 900 tys.
W PKS-ie w Łomży pracuje około 240 osób. Tabor liczy ponad sto autobusów.
Gazeta Wyborcza