Augustis 2.0. Zakończyła się digitalizacja zdjęć przedwojennego Białegostoku
Kto czasami nie lubi poprzyglądać się ludziom na ulicy? Zdjęcia Bolesława Augustisa przenoszą do przedwojennego Białegostoku. Wystarczy kliknąć, by znaleźć się gdzieś w okolicach ulicy Kilińskiego i wmieszać w tłum przechodniów z lat 30. Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej WIDOK, w ramach projektu "Augustis 2.0", skończyło digitalizację dwóch tysięcy niepublikowanych fotografii największej w Polsce, bo liczącej ponad 10 tysięcy negatywów, kolekcji tzw. zdjęć ulicznych. Są już dostępne na portalu albom.pl.
Tysiące twarzy
To głównie niedzielni spacerowicze, panie w fikuśnych kapeluszach, mężczyźni odziani w świąteczne garnitury, zakochane pary, żołnierze, gimnazjaliści. Tylko czasami migną gołe pięty umykającego z kadru posługacza. Tysiące twarzy, podobne plenery.
Augustis robił zdjęcia dla zarobku, fotografował wiec głównie tych, których było stać na kupno odbitki. Atelier fotografa „Polonia Film” mieściło się przy ul. Kilińskiego 12 i nie zwykł on się zbytnio od niego oddalać. Na zdjęciach powtarza się więc to samo tło: Kilińskiego, hotel Ritz, kościół farny, park na Plantach. Są też kadry z letnich kanikuł, z ogrodów, z rodzinnych i miejskich uroczystości. A na pierwszym planie zawsze występują białostoczanie.
- Przypuszczam, że na zachowanych zdjęciach jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi, z liczącej 100 tysięcy przedwojennej populacji Białegostoku - mówi Grzegorz Dąbrowski, który opracowuje zbiór. - Fotografie pochodzą z lat 1935 - 1938. Nie sposób też przyglądać się tym twarzom i nie myśleć o tym, co zdarzyło się późnej. Każdy kadr uruchamia wyobraźnie, snuję scenariusze co się z tymi ludźmi stało. Na tym może polega też siła tych fotografii, są nostalgiczne i pogodne, a jednocześnie wieje od nich wojenna groza.
Pan Augustis
Augustis przeżył, ale jego życiorys mógłby być kanwą powieści. Rodzina przyjechała do Białegostoku w 1932 roku z Nowosybirska w Rosji, gdzie prawdopodobnie została zesłana po powstaniu styczniowym. Bolesław najpierw terminuje w zakładzie fotograficznym Neuhuettlera przy Rynku Kościuszki, a w 1935 roku otwiera własne atelier „Polonia Film”. W listopadzie 1939 roku Sowieci wywożą jego ojca do Mińska. Rodzina nigdy się nie dowie, co się nim stało. NKWD aresztuje także Bolesława. Trafia na Syberię, potem z Armią Andersa przechodzi cały szlak bojowy. Po zakończeniu wojny trafia do Anglii. Na stałe osiedla się w Nowej Zelandii. Żeni się z córką Sybiraków, która przez Indie, również dotarła na Antypody. Do Polski ani do fotografowania nigdy już nie wróci. Umiera w 1995 roku.
Znalezisko z szopy
Niecałą dekadę później, w 2004 roku grający w piłkę chłopcy odkrywają w szopie przy ul. Bema w Białymstoku kredens z setkami starych fotograficznych klisz. Znalezisko, dzięki członkom zespołu zero-85 i siostrze Bolesława Augustisa - Eugenii Senderackiej, trafia w ręce Grzegorza Dąbrowskiego. Doceniając wartość fotograficzną zdjęć zaczyna restaurować i upubliczniać unikalną kolekcję. Po publikacjach zgłaszają się ci, którzy na fotografiach rozpoznali swoich bliskich lub znajome miejsca.
- Tak Augustis dostał drugie życie- pisze Monika Żmijewska w tekście na portalu albom.pl - Przedwojenni białostoczanie patrzą ze zdjęć współczesnym w oczy, ówczesne miasto wydaje się być na wyciągnięcie ręki jak nigdy. By z Augustisem porozmawiać, zabrakło zaledwie 9 lat.
Do tej pory Stowarzyszenie zdigitalizowało ponad trzy tysiące fotografii Augustisa. Docelowo chce udostępnić całą kolekcję.
Projekt "Augistis 2.0" dofinansowany został ze środków z budżetu Miasta Białegostoku
źródło: Stowarzyszenie Edukacji Kulturalnej Widok