Dodana: 4 listopad 2007 10:28

Zmodyfikowana: 4 listopad 2007 10:28

Jaga – Lech, 4:2!

Piłkarze Jagiellonii ostatnio spisują się po prostu rewelacyjnie. Po pierwszym zwycięstwie wyjazdowym wreszcie pokonali także jedną z czołowych ekip I ligi. Po emocjonującym spotkaniu aż 4:2 wygrali z Lechem Poznań.

Chyba nikt, kto w sobotę mimo siąpiącego deszczu wybrał się na Słoneczną, nie żałował. No może oprócz dużej grupy - około tysięcznej - sympatyków Lecha. Chociaż ich drużynie nie wiodło się najlepiej na wyjazdach (wygrała tylko w Wodzisławiu Śląskim, podobnie zresztą jak Jaga) byli święcie przekonani, że aspirujący do medali poznanianie łatwo uporają się z beniaminkiem rozgrywek. Białostoczanie potwierdzili jednak, iż na swoim boisku są groźni dla każdego. Nie przez przypadek przegrali tu tylko raz - aż trzy miesiące temu z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Z drugiej strony do tej pory nikogo z górnej połówki tabeli nie pokonali. Mecze z kielczanami, zabrzanami i lubinianami remisowali.

Bramkarze Jagiellonii i Lecha początkowo byli właściwie bezrobotni. W 21. min Krzysztof Kotorowski szykował się do interwencji na linii bramkowej. Wiedział na pewno, że gospodarze są groźni przy stałych fragmentach gry, ale takiego zagrania nie przewidział. Tylko obserwował, jak po dośrodkowaniu Jacka Markiewicza z rzutu wolnego piłka przelatuje nad głowami zawodników i wpada do siatki.

- We wcześniejszych meczach miałem kilka sytuacji bramkowych, ale może za bardzo chciałem strzelić. Tutaj tylko dośrodkowywałem, ale na szczęście nikt nie dotknął piłki i ta wpadła - opowiadał kapitan żółto-czerwonych, dla którego to pierwsze trafienie w I lidze.

Chwilę później stadion oszalał, bo Jagiellończycy przeprowadzili wzorowy wręcz kontratak. Piłkę rywalem odebrał Aleksander Kwiek, Vuk Sotirović natychmiast posłał ją na prawą stronę boiska do Wahana Gevorgyana i też popędził w pole karne. Dośrodkowanie Gruzina skutecznym strzałem wykończył Kwiek. Żadne spotkanie w tym sezonie nie zaczęło się tak dobrze, a Kotorowski w odstępie kilku minut musiał jeszcze zmierzyć się z niezłymi uderzeniami Markiewicza i Sotirovicia zza pola karnego.

Raptem jednak sytuacja na boisku zmieniła się o 180 stopni. Przy rzucie rożnym egzekwowanym przez Ivana Djurdjevicia w polu karnym przepychali się Marcin Kikut i Mariusz Dzienis. Niefortunnie dla pomocnika Jagiellonii, od którego piłka odbiła się i wpadła do jego bramki. Białostoczanie tak samo szybko, jak zdobyli dwa gole, tak je stracili. Po zagraniu Marcina Zająca Hernan Rengifo tylko dopełnił formalności, zdobywając swoją siódmą bramkę w sezonie.

Defensywa gospodarzy pogubiła się zupełnie. Piłkarze Jagi wyraźnie nie mogli się pogodzić z tym, że tak łatwo dali sobie wydrzeć prowadzenie. A na dobrą sprawę schodząc z boiska na przerwę powinni się cieszyć, że nie przegrywali, bo po fatalnych błędach w mgnieniu oka pozwolili zawodnikom Lecha na dojście do co najmniej dwóch kolejnych wyśmienitych okazji bramkowych.

W szatni Jagiellonii tak gorąco nie było już dawno.

- Musiało tak być, ponieważ stanęliśmy. Nie graliśmy tego, co grać powinniśmy i dlatego zainkasowaliśmy te dwie bramki - mówił trener Artur Płatek. - Obawiałem się przed drugą połową, że chłopcy mogą psychicznie tego nie udźwignąć, ale wytrzymali, pokazali charakter i naprawdę zasłużyli na to zwycięstwo.

Niemal od razu po wznowieniu gry w rewelacyjnej sytuacji strzeleckiej znalazł się Dariusz Jarecki. Z bardzo bliskiej odległości najpierw trafił w Kotorowskiego, a dobitkę posłał wysoko nad poprzeczką. Gra była wyrównana, ale podobnych okazji brakowało.

Przełomowa okazała się 74. min. Odnosząc się do samobójczego trafienia Dzienisa, można rzec, że sprawiedliwości stało się zadość. To po jego ostrym dośrodkowaniu Kikut uderzeniem głową nie dał szans własnemu bramkarzowi.

- W pierwszym momencie myślałem, że jeden z partnerów przede mną [Dawid Kucharski - red.] wybije piłkę - opowiadał obrońca Lecha. - Dosłownie w ostatniej chwili schyliłem się i chciałem ją głową sparować na rzut rożny, ale wpadła do bramki.

W 88. min Dzienis triumfował po raz kolejny - uderzeniem z kilkudziesięciu metrów przelobował zaskoczonego znowu Kotorowskiego. Po meczu raz przyznawał, że chciał tylko dośrodkowywać, innym razem dodawał: - Olek Kwiek w jednej z rozmów stwierdził, że kiedy będę z boku, to żebym spróbował zrobić taką wcinkę. W tym momencie przeszło mi to przez myśl, ale nie myślałem, że wyjdzie tak fajny lob.

Trener Franciszek Smuda nie mógł się nadziwić, że jego drużyna traciła bramki w tak dziwnych okolicznościach. Ze spuszczoną głową szybko kierował się do szatni, a kibice Lecha skandowali: - Franek Smuda! Gdzie te cuda!

Zupełnie inne nastroje panują w Białymstoku. Po tym zwycięstwie Jagiellonia przeskoczyła w tabeli wicemistrza Polski GKS Bełchatów i awansowała na ósme miejsce.

- Po tym meczu czuję satysfakcję, ale i żal - wypalił trener Płatek, po czym wytłumaczył, że to przez to, iż dwa ostatnie mecze z powodu kary nałożonej przez Polski Związek Piłki Nożnej musiał oglądać z trybun. - Chłopcy powiedzieli mi, że jak będzie sześć punktów, to mam dalej siedzieć na trybunach. Mogę to zrobić - stwierdził z uśmiechem. Arturowi Płatkowi tak naprawdę nie jest jednak do śmiechu, bo Wydział Szkolenia PZPN, któremu przewodniczy Jerzy Engel, znowu nie dopuścił trenera Jagiellonii do kursu, który umożliwiałby mu oficjalne prowadzenie I-ligowej drużyny.

Jagiellonia Białystok - Lech Poznań 4:2 (2:2)

Strzelcy bramek

Jagiellonia: Jacek Markiewicz (21. - z rzutu wolnego), Aleksander Kwiek (25. po podaniu Wahana Gevorgyana), Marcin Kikut (74. - samobójcza po zagraniu Mariusza Dzienisa), Mariusz Dzienis (88. - z dystansu)

Lech: Mariusz Dzienis (37. - samobójcza po dośrodkowaniu Ivana Djurdjevicia), Herman Rengifo (41. - po podaniu Marcina Zająca)

Składy:
Jagiellonia: Banaszyński - Nawotczyński, Kałużny, Rodnei, Wasiluk - Dzienis Ż, Markiewicz Ż, Kwiek (82. Falkowski), Jarecki (71. Niedziela) - Gevorgyan, Sotirović (35. Sobociński Ż)
Lech: Komorowski - Kikut Ż, Tanewski (33. Wilk), Kucharski, Djurdjević Ż - Zając Ż (90. Kononowicz), Murawski, Quinteros (73. Pitry), Injac - Rengifo, Reiss

Sędziował Jacek Granat z Warszawy. Widzów: ok. 9500


Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook