Ile kosztuje nauka?
Komitet rodzicielski, składki klasowe, wyjścia do kina, ksero. Bezpłatna nauka to tylko fikcja - denerwują się rodzice.
Problem zauważyło ministerstwo edukacji. Pod koniec października przesłało do wszystkich kuratorów oświaty apel, by przypomnieli szkołom, że w Polsce każdy ma prawo do bezpłatnej nauki.
- Nie wolno zmuszać uczniów i rodziców do wydawania pieniędzy. Wszelkie składki są dobrowolne. Nasi wizytatorzy będą o tym przypominać. I dyrektorom, i nauczycielom - zapewnia Małgorzata Palanis, rzecznik podlaskiego kuratorium oświaty.
- A nikt nikogo nie zmusza do płacenia - zapewniają dyrektorzy białostockich szkół.
- Tylko przekonują, dlaczego warto płacić - odpowiada na to Monika, mama ucznia gimnazjum nr 10. - Syn co chwilę prosi mnie o pieniądze do szkoły. Taka studnia bez dna. Nawet nie chcę tego liczyć - dodaje.
Za co trzeba płacić? Za komitet rodzicielski, Dzień Nauczyciela, imprezy klasowe, wyjścia do kina, wycieczki...
- W tamtym roku kupowaliśmy nawet środki czystości. Teoretycznie mogę nie płacić. Ale nie chcę, by moje dziecko czuło się gorsze - mówi mama ucznia ze Szkoły Podstawowej nr 7 przy ul. Wiatrakowej.
- Bo nauczyciele lubią przypominać, który z uczniów jeszcze nie zapłacił za to i za to. A to dziecko krępuje - mówi mama uczennicy ze szkoły podstawowej przy ul. Armii Krajowej. - Pamiętam, że kilka lat temu składaliśmy się nawet na żaluzje. To była taka składka klasowa. I choć miałam wątpliwości, dałam pieniądze. Bo inni rodzice powiedzieli "tak” - opowiada.
Ale dodatkowe wydatki są nie tylko w szkołach. Także przedszkola ciągle proszą o pieniądze.
- Komitet rodzicielski, środki czystości, pomoce naukowe. I do tego miesięczna opłata, ta obowiązkowa. Więc pytam: To na co płacimy podatki?! - denerwuje się tata przedszkolaka.
- Widać, że nie ma większej różnicy między prywatnymi i publicznymi szkołami. Wszędzie trzeba płacić - mówi Marta, której córka chodzi do prywatnej podstawówki.
Czy apel ministerstwa sprawi, że w publicznych placówkach nauka będzie naprawdę bezpłatna?
Rodzice w to nie wierzą. A szkoły się boją. - Tak naprawdę bez pieniędzy rodziców byłoby nam naprawdę ciężko - przyznaje Walentyna Półjanowicz, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 44. Tutaj tylko na komitet rodzicielski trzeba wydać 50 zł rocznie. - Płaci jedna czwarta rodziców. Ale to i tak duża pomoc. Z tych pieniędzy przeprowadzamy na przykład remonty - dodaje.
- To, co dostajemy od miasta, nie wystarcza na wszystko. Ale pomagają tylko ci rodzice, którzy chcą. I wierzę, że tak będzie nadal - dodaje Jerzy Nowik, dyrektor gimnazjum nr 10 przy ul. Wierzbowej.
Źródło: Kurier Poranny