Gapowicze plagą suwalskiego MPK
Bilet kosztuje 2 zł. Kara za jego brak jest 50-krotnie wyższa, ale gapowicze są nadal plagą suwalskiej komunikacji miejskiej.
Rekordziści od początku roku zebrali po dwadzieścia parę mandatów. Pomimo regularnie wysyłanych upomnień, nie kwapią się z uregulowaniem należności. Uważają, że tego długu nikt nie wyegzekwuje, bo nie mają żadnych źródeł dochodów.
- Mogą ich spotkać inne przykre niespodzianki - ostrzega Krzysztof Kapusta, oficer prasowy suwalskiej KMP. - Kto przynajmniej trzykrotnie w ciągu roku wyłudza przejazd, może odpowiadać za wykroczenie. I takie sprawy coraz częściej trafiają do sądu grodzkiego.
Od prawie roku polowaniem na suwalskich gapowiczów zajmuje się firma Mirbus. Przeciętnie każdego dnia w autobusach pojawia się czworo kontrolerów, niekiedy nawet więcej. Na brak zajęcia nie narzekają.
- Miesięcznie zatrzymujemy około 300 gapowiczów. Taka tendencja jest raczej stała - mówi Mirosława Kalwajtys, właścicielka Mirbusa.
- Moim zdaniem, skuteczność kontroli jest spora. Nie ograniczamy się jedynie do najpopularniejszych linii. Na obrzeżach miasta też nas można spotkać.
Amatorzy darmowej jazdy najbezpieczniej czują się w zatłoczonych autobusach. Najłatwiej spotkać ich w "czternastce”, "dwójce” czy "dziewiętnastce”. Zwłaszcza w godzinach szczytu.
- Przecież żaden kontroler się tu nie wciśnie - mówi nastolatek do swojego kumpla w autobusie ruszającym z przystanku przy placu Marii Konopnickiej.
Zdaniem Mirosławy Kalwajtys, nieprawdziwa jest jednak opinia, że na gapę jeżdżą wyłącznie młodzi ludzie.
- Owszem, oni robią to najczęściej, ale na bilecie próbują zaoszczędzić osoby w różnym wieku. Często takie, dla których dwa złote to żadna kwota. Może robią to dla sportu? - zastanawia się właścicielka Mirbusa.
Zdecydowana większość gapowiczów nie płaci mandatu gotówką, chociaż może wtedy liczyć na 30-procentową zniżkę. Znaczna część z nich bierze mandat do kieszeni i "zapomina” o konieczności jego uregulowania. Ponaglenia czy groźby windykacji nie zawsze odnoszą skutek.
- Istnieje, niestety, spora grupa osób, od których nie sposób wyegzekwować jakiekolwiek pieniądze - przyznaje M. Kalwajtys. - Kierujemy zawiadomienia do policji o wykroczeniu. Wkrótce też najbardziej oporni gapowicze trafią do centralnego rejestru dłużników. Czy to przyniesie efekty? Nie wiem.
Na podstawie: Gazety Współczesnej