Odgrodzeni od karetek
Pogotowie ratunkowe alarmuje: Tracimy nawet kilkadziesiąt minut, zanim dostaniemy się do grodzonych osiedli. Te minuty przy ratowaniu życia są bezcenne. Mieszkańcy dostrzegają problem, ale przyznają: Bram nie zlikwidujemy. Dzięki nim czujemy się bezpieczni.
Problem jednak w tym, że to co chroni przed napadami, jest przeszkodą dla karetek pogotowia. – O kilkanaście, a czasami nawet o kilkadziesiąt minut wydłuża się czas, zanim dotrzemy do pacjenta, który mieszka na takim osiedlu – przyznaje Wiesław Zalewski, kierownik transportu w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku.
Mieszkańcy grodzonych osiedli próbowali rozwiązać ten problem. – Chcieli, żebyśmy w erkach wozili piloty do ich bram. Problem w tym, że szybko nazbierałoby się ich kilkadziesiąt. Znalezienie odpowiedniego zajęłoby wiele czasu – wyjaśnia Zalewski.
– Był też pomysł, by wozić klucze w każdej karetce – dodaje Ryszard Wiśniewski. – Ale wtedy musiałbym w każdej z dziesięciu białostockich karetek założyć specjalną skrzynkę. To nie jest sprzęt, który powinien być wożony w erce.
Co zatem można zrobić? – Dla nas duża pomocą jest już to, że osoba wzywająca karetkę spokojnie i rzeczowo wytłumaczy nam jak dojechać do danego bloku. Dobrze by było, aby otworzyła bramę, a jeśli jest to niemożliwe, aby zrobił to ktoś z sąsiadów – radzi Ryszard Wiśniewski.
Kurier Poranny