Milion to za drogo
Półka na klapki za pięć tysięcy złotych, bramka za ponad sześć tysięcy... - Te faktury są zawyżone - nie ma wątpliwości rektor Politechniki Białostockiej prof. Joanicjusz Nazarko. Kontrolerzy sprawdzają, kto robił tak drogie zakupy do Akademickiego Centrum Sportu.
Politechnika Białostocka musi zapłacić ponad milion złotych za sprzęt do Akademickiego Centrum Sportu. Zdaniem pracowników Studium Wychowania Fizycznego i Sportu PB, to o wiele za dużo.
- Z dokumentów, które mieliśmy podpisać wynikało, że trafia do nas sprzęt wręcz kosmicznej jakości i wartości. Przykład? Półeczka na klapki do judo według faktury kosztowała 4800 zł. To cena z sufitu - opowiada nam jeden z pracowników Studium.
Prof. Joanicjusz Nazarko aż zaniemówił, kiedy usłyszał, ile jego uczelnia ma zapłacić za "ażurową" półkę na klapki (około 1,70 m wysokości i 1,20 m szerokości). - W sklepie budowlanym można taką kupić za 200 złotych - mówi rektor. - Byłem przerażony, gdy zacząłem przeglądać faktury za sprzęt do hali sportowej.
Według naszego informatora, cena praktycznie każdego urządzenia kupionego do centrum sportu jest zawyżona. W sumie politechnika ma zapłacić trzy razy więcej niż realna wartość sprzętu. Od kilku dni tą sprawą zajmują się audytorzy PB.
Przetarg na wyposażenie centrum sportu rozstrzygały poprzednie władze politechniki. Było to pod koniec 2004 roku. Jednak prof. Michał Bołtryk, który wtedy był rektorem, nie przypomina sobie tego zamówienia. - Wydaje mi się nawet, że przetarg na sprzęt do hali był robiony już za obecnej władzy - mówi dziś prof. Bołtryk.
Straty odrobili na sprzęcie?
Mirosław Milewski, który do końca ubiegłego roku był kanclerzem PB i odpowiadał za wszystkie przetargi nie uważa, żeby stało się coś nagannego.
- Przetarg na wyposażenie i wykończenie hali wygrała spółka Warbud. Złożyła najkorzystniejszą ofertę na wykonanie wszystkich prac: od kupienia i wyłożenia glazury w łazienkach na hali, po wyposażenie jej w sprzęt sportowy - mówi Milewski. - Moim zdaniem poszczególne składniki w takim zamówieniu nie są ważne. Mogło być przecież tak, że na jednej rzeczy Warbud stracił, a na sprzęcie chciał to sobie odrobić.
Agnieszka Wąsowicz z działu public relations w Warbudzie twierdzi, że politechnika dokładnie znała ceny na poszczególne usługi i sprzęty już na etapie rozpatrywania oferty. - Ale kontrakt nie był kontraktem tylko na dostawę sprzętu - mówi Wąsowicz. - Dlatego nie można rozpatrywać jednostkowych cen poszczególnych elementów.
Trzeba znaleźć winnych
- Firma Warbud rzeczywiście przedstawiła najkorzystniejszą ofertę. I ja nic do tego nie mam - mówi prof. Nazarko. - Ale osoby, które jej propozycje przyjęły powinny uważnie przyjrzeć się wszystkim elementom umowy. Dlaczego za pewne usługi czy towary mamy płacić więcej, skoro możemy mniej? Nie stać nas na to. Dlatego audytorzy mają wyjaśnić, kto jest temu winny. Jeśli to ustalimy, postawimy im zarzut niegospodarności. Bo te zawyżone faktury będziemy musieli, niestety, opłacić.
Kurier Poranny