Będzie kontynuacja „U Pana Boga za piecem"
W połowie lipca w Białymstoku ruszą zdjęcia do kontynuacji filmu „U Pana Boga za piecem". – Zwróciliśmy się do władz samorządowych o wsparcie finansowe w wysokości miliona złotych – mówi reżyser Jacek Bromski.
W środę listy z prośbą o dotację zostały wysłane do urzędu marszałkowskiego i urzędu miejskiego. Prezydent i marszałek mieliby wyłożyć po 500 tys. zł.
– Pieniądze, o które prosimy, zasilą budżet filmu, ale tak naprawdę zostaną w regionie i przyczynią się do jego promocji – tłumaczy Jacek Bromski. – Jeżeli kontynuacja „U Pana Boga za piecem" będzie kręcona w Białymstoku i okolicach, to na hotele, obsługę techniczną, gaże aktorów – w lwiej części miejscowych – wydamy ponad cztery miliony złotych. Sam film będzie doskonałą, oglądaną przez miliony ludzi wizytówką tych okolic.
Przed wysłaniem listów z prośbą o dotację, producenci prowadzili rozmowy z władzami, które Bromski ocenił jako „bardzo sympatyczne i obiecujące".
Kontynuacja „U Pana Boga za piecem" to projekt z dużym rozmachem. Ma powstać 100-minutowy film kinowy oraz cztery filmy telewizyjne po 75 minut każdy. Budżet produkcji ma wynieść 7,5-8 mln zł. Na ekranie zobaczymy dobrze znane i lubiane postaci.
– Para głównych bohaterów „U Pana Boga za piecem", Marusia i Witek, są już małżeństwem, mają czwórkę dzieci – ujawnia szczegóły scenariusza Bromski. – Kontynuujemy losy wszystkich bohaterów pierwszego filmu. W Królowym Moście pojawi się też wielu nowych, często dość niezwykłych osobników. Jedną z ciekawszych jest przestępca, który poszedł na ugodę z policją i zgodził się być świadkiem koronnym. W tej roli zobaczymy Emiliana Kamińskiego.
Choć w scenariuszu przewidziano wiele dramatycznych momentów, film będzie pełną humoru, klimatyczną opowieścią o życiu małomiasteczkowej społeczności.
Najliczniejszą grupą aktorską będą znani z pierwszego filmu aktorzy Białostockiego Teatru Lalek. Pojawi się wiele nowych, nieopatrzonych twarzy. – Zależy mi na zachowaniu autentyczności, na tym, by widz skupiał się na historii, na postaciach, a nie przyszedł obejrzeć gwiazdy znane z seriali – tłumaczy Jacek Bromski.
Kurier Poranny