Dodana: 9 czerwiec 2006 09:00

Zmodyfikowana: 9 czerwiec 2006 09:00

Weselny terroryzm

Wedle polskiej tradycji parze młodej w dniu jej ślubu robi się "bramy". Wygląda to tak: grupa osób zastępuje małżonkom drogę, składa im życzenia, obdarowuje kwiatami. Ale ci, żeby przejechać, muszą się wykupić. W Białymstoku tradycję tę zmodyfikowano - niestety na gorsze.

Jak opisuje w swojej realcji dziennikarz "Gazety Wyborczej" weselny orszak na dziedzińcu Pałacu Branickich momentalnie został obstąpiony przez gromadę dzieciaków, najwyżej 15-latków. Ustawiali się w czwórki i na zmiany śpiewali "Sto lat". Potem składali życzenia. Na koniec - każda z grup - za swoje życzenia domagała się wódki. Nie przyjmowali, że jej nie dostaną, bo są za młodzi. Na sugestie o możliwych cukierkach tylko się uśmiechali. Wspaniałomyślnie zgodzili się na przyjęcie pieniędzy.

Podobnie było wieczorem na deptaku. Tyle że tam to już nawet nikt nie próbował składać życzeń. Od razu domagał się alkoholu lub pieniędzy. Bez ogródek.

Kiedy ktoś nie chce spełnić ich żądań, owi młodzieńcy stają się nieprzyjemni. Blokowanie wyjazdu auta czy przeszkadzanie w zdjęciach to najłagodniejsze z ich zachowań.

Jeżeli młoda para chce w sobotnie popołudnie lub wieczór zrobić sobie sesję zdjęciową w parku Branickich, przy fontannach w Alei Zakochanych lub fontannie przy deptaku, to oprócz cierpliwości i dobrego humoru, powinna też wziąc kilka butelek wódki, reklamówkę cukierków (mimo wszystko) i kilkanaście monet 2 zł lub 5 zł. Inaczej będzie po prostu nieprzyjemnie.

Gazeta Wyborcza

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook