Dodana: 20 wrzesień 2014 09:32

Zmodyfikowana: 20 wrzesień 2014 09:32

Nie należy rezygnować z rynków wschodnich, ale trzeba szukać alternatywy. W biznesie nigdy nie mówi się nigdy

Wnioski z pierwszego dnia Wschodniego Kongresu Gospodarczego w Białymstoku.

Dywersyfikacja rynków zbytu, eksport, ekspansja polskich firm na obszarze państw Europy Wschodniej i pogranicza europejsko-azjatyckiego, kierunki i plany polskich przedsiębiorców, sektor spożywczy – to wybrane z tematów pierwszego dnia Wschodniego Kongresu Gospodarczego w Białymstoku.

Co do tego, że napięcie geopolityczne na Wschodzie postawiło wiele polskich firm w trudnej sytuacji zgadzali się wszyscy uczestnicy debat pierwszego dnia Wschodniego Kongresu Gospodarczego. Zauważalny spadek obrotów handlowych oznacza mniejsze zyski z eksportu. Co robić w takiej sytuacji? Dywersyfikować – brzmiała zgodna odpowiedź dyskutantów.

– Sytuacja na wschodzie jeszcze mocniej determinuje dążenia do dywersyfikacji kierunków eksportu i współpracy biznesowej – mówiła Anna Barbarzak, dyrektor z Departamentu Współpracy Ekonomicznej MSZ.

Rafał Antczak, członek zarządu Deloitte Business Consulting, przekonywał, że odzyskanie wschodnich rynków będzie w najbliższych czasach trudnym zadaniem i należy szukać innych potencjalnych obszarów ekspansji gospodarczej. Jego zdaniem atrakcyjnym celem takiej ekspansji mogą być np. Indie. Przypominał też o naszej obecności w UE – wspólnym rynku europejskim.

– Unia Europejska jest największym i najbogatszym rynkiem na świecie. To nie przypadek, że wszyscy się tu pchają i chcą na tym rynku zaistnieć. Nie powinniśmy udawać, że inne rynki są bardziej perspektywiczne – mówił Rafał Antczak, dodając, że polskim przedsiębiorcom już się udało na tym rynku zaistnieć. Zwracał też uwagę na perspektywy najbliższych lat.

– Unia Europejska podpisze za chwilę umowę z USA o wolnym handlu, to będzie odpowiednik amerykańskiego układu NAFTA z Meksykiem i Kanadą. Amerykańskie firmy inwestują w tych krajach właśnie dzięki temu układowi – przekonywał członek zarządu Deloitte.

Przestrzegał jednak, by do tego układu się dobrze przygotować i zainteresować się negocjacjami, by po jego podpisaniu nie okazało się np. że są problemy z dostępem do amerykańskiego rynku polskich towarów przemysłu spożywczego, natomiast nie ma żadnych barier dla importu amerykańskich produktów.

– To jednak kwestia sprawności administracji rządowej – stwierdził Antczak. – W Unii jest dużo miejsca dla polskiego eksportu, ale i firmy takie jak nasza mogą znaleźć tam swoje miejsce. Np. okazało się, że w Niemczech jest duże zapotrzebowanie na generalnych wykonawców inwestycji. Podpisaliśmy już pierwsze umowy, mamy też propozycje z innych krajów europejskich – mówił Leszek Gołąbiecki, prezes Unibepu.

Inni przyznawali, że Unia Europejska to dla większości polskich firm podstawowy rynek, co jednak nie oznacza, że przedsiębiorcy nie powinni poszukiwać nowych szans.

– Od kilku lat podejmujemy starania zwiększenia obecności naszych firm w Afryce i w Chinach – powiedział Sławomir Majman, prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. – Wymyśliliśmy te programy bo uznaliśmy, że w długofalowej perspektywie polskie firmy powinny wyjść z wygodnego europejskiego gniazdka, w którym czują się dobrze i rozejrzały się po innych rynkach zbytu – dodał.

Jego zdaniem polskie firmy mają szanse na tych rynkach, mimo że coraz częściej pojawiają się narzekania, że polskie przedsiębiorstwa nie są konkurencyjne i są za mało innowacyjne. – Tam mają szanse towary, które przez wielu profesorów ekonomii nie są uznawane za konkurencyjne. Np. traktory Ursusa zostały sprzedane do Etiopii nie dlatego, ze to produkt innowacyjny. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Transakcja doszła do skutku, bo były to dobre, proste w obsłudze maszyny – stwierdził Majman.

Nie oznacza to jednak, że polskie firmy powinny rezygnować z rynków rosyjskiego i ukraińskiego, chociaż zdaniem Rafała Antczaka opieranie na tym kierunku całej strategii biznesowej byłoby w obecnej sytuacji ryzykowne.

Witold Karczewski, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej w Białymstoku, wskazywał na niedocenienie rynku białoruskiego, gdzie jest spory rynek zbytu na polskie towary, zwłaszcza z Podlasia.

– Jesteśmy rynkiem rolniczym, mamy dobrze rozwinięty przemysł mleczarski, mięsny, maszyn rolniczych – w tym się wyspecjalizowaliśmy i na rynku białoruskim te produkty mają popyt. Ale współpraca z Białorusią to nie tylko czysty eksport, ale i wspólne przedsięwzięcia – mówił Karczewski. – Ten rynek jest perspektywiczny, chociażby z racji naszego położenia, chcemy czy nie chcemy, graniczymy z Białorusią – mówił prezes Izby handlowej w Białymstoku.

Zgadzał się wprawdzie z hasłem dywersyfikacji działalności, ale apelował, by nie skreślać wschodnich partnerów. – W biznesie nigdy nie mówi się nigdy, nie jest łatwo znaleźć alternatywne rynki. Nie jesteśmy do tego przygotowani – stwierdził.

Leszek Gołąbiecki zgadzał się, że ekspansja na nowe kierunki często wymaga czasu. Jego firma rozważała kontrakt w Arabii Saudyjskiej, ale ze względu na trudności w znalezieniu kadr nie zdecydowała się na to. Przynajmniej jeszcze nie w tej chwili. Podobne trudności występują jego zdaniem, jeśli chodzi o rynek afrykański, trudno znaleźć polskich specjalistów, którzy zechcą tam wyjechać do pracy. – Trzeba stworzyć odpowiedni klimat – podpowiadał prezes Unibepu.

– Żebyśmy nie wpadli na pomysł, żeby mówić przedsiębiorcom, w jakim kraju mają inwestować, a eksporterom, gdzie mają sprzedawać swoje towary. To zawsze będzie ich decyzja, i a jak dotychczas polscy przedsiębiorcy wykazywali się dużą elastycznością i podejmowali trafne decyzje. My możemy tylko wspierać te wybory, tam gdzie pójdą polscy przedsiębiorcy, tam pójdziemy i my – deklarował Dariusz Poniewierka, prezes Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, a wtórował mu Arkadiusz Zabłoński, dyrektor departamentu wspierania eksportu BGK.

– Nie ma lepszych i gorszych kierunków aktywności gospodarczej. Dobry jest po prostu ten, który przynosi zyski. Mamy w Polsce 2 mln przedsiębiorców, każdy ma swoją specyfikę, dla każdego z nich lepszy, przyjaźniejszy może być inny kierunek – podsumował Robert Gwiazdowski, prezes Centrum im. Adama Smitha.

Na sesji poświęconej ekspansji zagranicznej polskiego sektora spożywczego Krzysztof Borkowski, prezes zarządu ZM Mościbrody, poseł na Sejm, mówił, że producenci nie poradzą sobie sami z kryzysem jakie wywołało rosyjskie embargo i że to politycy powinni obrobić lekcję i wyciągnąć wnioski.

– Komisja Europejska musi zadbać o wspólny rynek i dopłacić do produkcji żywności, którą można przeznaczyć na cele charytatywne – nie tylko w Polsce, ale także w Afryce czy na Ukrainie. Bezczynność i zastój psują rynek i wygaszają produkcję na lata. Sztuczne jej podtrzymywanie pozwoli zachować miejsca pracy i utrzyma wpływy z podatków. W ramach działań antykryzysowych musimy także zoptymalizować zarządzanie funduszami promocji, tak by stały się one jak najbardziej efektywne – mówił Krzysztof Borkowski.

Jego zdaniem, wiele też zależy od działających przy ambasadach oddziałach WPHI, skąd firmy powinny czerpać informacje o możliwości zdobywania nowych rynków.

– W rozwoju sprzedaży mięsa za granicę może też pomóc przywrócenie możliwości uboju rytualnego, które spowodowało wzmocnienie się konkurencji kosztem polskich firm. Obecne embargo i kryzys przez nie spowodowany jest argumentem „za" w dyskusji – dodał prezes ZM Mościbrody.

Przyznał też, że Polacy konsumują coraz mniej rodzimego mięsa, wybierając to importowane, "może ładniej opakowane, ale na pewno nie zdrowsze". W obecnej kryzysowej sytuacji Mościbrody stawiają na budowę polskiego i unijnego rynku.

– Mamy własne sklepy, choć rozwój sieci jest kosztowne. W ekspansji nie pomijamy także sąsiadów. Chcemy wrócić na Ukrainę. Planujemy także podbój rynków dalekich, takich jak arabskie, azjatyckie, Algieria czy kraje WNP niezrzeszone w unii celnej – podsumował.

Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności podczas Wschodniego kongresu Gospodarczego w Białymstoku przekonywał o konieczności uważnej kontroli polityków przez producentów żywności.

– Obecny kryzys spowodowany embargo pokazuje, że ani Polska, ani cała Unia Europejska nie jest przygotowana na tego typu sytuacje. Świadczy to też o tym, że w Unii nie przykłada się wielkiej wagi do produkcji i zbytu żywności. Producenci żywności muszą więc o wiele uważniej kontrolować polityków, ponieważ obecny kryzys jest wywołany ewidentnie przez ich działania. Trzeba zadawać im wcześniej pytania, żądać scenariuszy wydarzeń i działań. Wszyscy wiedzieli, że embargo się zbliża, ale nikt nie mówił co zrobić, jak się to już stanie. A obecna sytuacja to nie tylko kryzys gospodarczy – to dramaty przedsiębiorców – komentował Andrzej Gantner.

Jego zdaniem, trzeba domagać się rekompensat i to nie z pieniędzy pochodzących z budżetów klęskowych, ale z kasy unijnej. – Producenci żywności nie mogą płacić za ten kryzys z własnych kieszeni – dodał.

Dyrektor PFPŻ przyznał, że nowe rynki zbytu nie są rozwiązaniem na obecny kryzys. – Dywersyfikacja rynków jest ważna, ale to nie jest takie proste do wykonania, szczególnie pod presją czasu. Logiczne jest, że sprzedajemy tam, gdzie jest popyt – mówił Gantner.

Jego zdaniem, Polska powinna położyć także duży nacisk na promocję polskiej żywności, ale nie tylko przez targi i jednorazowe imprezy. – To powinna być długofalowa strategia gospodarki żywnościowej. Obecnie nie ma planu rozwoju polskiej gospodarki. To liczący na fuks proceder – dodał.

Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP, poseł na Sejm, podczas Wschodniego Kongresu Gospodarczego w Białymstoku apelował, by nie rezygnować z Rosji i podtrzymywać dobre relacje.

– Embargo kiedyś się skończy, więc trzeba nadal podtrzymywać dobre relacje z rynkiem rosyjskim. Tego samego zdania są nasi rosyjscy partnerzy, którzy na sprzedaży polskiej żywności robili świetne interesy – powiedział. – Dobre relacje między polskimi dostawcami, a odbiorcami z Rosji budowaliśmy przez ostatnie kilka lat promując na tym rynku naszą markę jabłek. Wykreowaliśmy popyt i zadbaliśmy o podaż. Polscy sadownicy zakładali nowe plantacje z myślą o konsumentach z Rosji, dobierając pod ich gusta specjalne odmiany. Te działania nie poszły na marne.

Przyznał, że polscy sadownicy starają się zdobywać nowe rynki zbytu, ale trudno to robić w sytuacji kryzysowej.

– To, że nie da się zdobyć nowego rynku w krótkim czasie dobrze widać na przykładzie rynku indyjskiego, z którym prowadzimy rozmowy w kontekście eksportu jabłek. Zainteresowanie jest, ale nie ma pewnych partnerów, rozwiniętego rynku dystrybucji i handlu, warunków transportowych czy choćby przepisów fitosanitarnych – dodał prezes Związku Sadowników RP.

Jego zdaniem, zdobywaniu nowych rynków nie sprzyja także fakt, że owoce nie są produktami pierwszej potrzeby. – Eksport trzeba kierować na bogate rynki, a te są obecnie już nasycone. Teraz będziemy wypierać naszych dotychczasowych konkurentów tylko ceną. Już dziś wiemy, że zepsujemy wiele rynków, ale nie mamy wyjścia – mówił Maliszewski.

Przyznał także, że sieci handlowe w Europie Zachodniej przestały zamawiać jabłka w Polsce. – Bronią się przed naszymi produktami, ocalając swoje rynki – dodał.

***

Ideą Wschodniego Kongresu Gospodarczego w Białymstoku jest prezentacja potencjału ekonomicznego województw Polski Wschodniej, a także przedstawienie wschodnich regionów jako cennych pośredników w relacjach między Wschodem i Zachodem Europy. Podczas dwudniowej debaty, w Białymstoku podjęte zostaną zagadnienia ważne
z perspektywy zarówno polskiej jak i europejskiej gospodarki, które dotychczas pozostawały poza głównym nurtem dyskusji.

Wschodni Kongres Gospodarczy w Białymstoku – debata o relacjach gospodarczych i handlowych między Unią Europejską i wschodem Europy to naturalna kontynuacja i dopełnienie tematyki dotychczasowych edycji Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Organizatorem obu konferencji biznesowych jest Grupa PTWP.

 

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook