Opera w Białymstoku? Dlaczego nie?
Rozmowa z Marcinem Nałęcz-Niesiołowskim, dyrektorem Filharmonii Białostockiej (22 lipca 2004)
Przełamywanie schematów, wychodzenie z myślenia zaściankowego. Czy takimi sformułowaniami można określić pomysł umiejscowienia w Białymstoku opery?
- Ja uciekałbym od stwierdzeń zaściankowości i przełamywania schematów, a raczej myślał o nadrabianiu zaległości związanych z historią naszego kraju. Polska przed wojną miała tego typu instytucję na wschodzie kraju - w Wilnie. Ze względów historycznych teraz takiej instytucji nie ma. I sama świadomość, że po prawej stronie Wisły, którą zamieszkuje około 15 milionów osób, nie ma możliwości korzystania z opery, operetki, musicalu, różnych występów festiwalowych czy zespołów artystycznych jest rzeczą smutną. Ja osobiście w żaden sposób nie mogę się na to godzić. Jestem człowiekiem stosunkowo młodym i widzę ten region przede wszystkim jako teren niezwykle atrakcyjny, nie tylko turystycznie, ale kulturowo. Region ten jest unikalny w skali nie tylko kraju, ale i całej Europy, jeśli chodzi o wielokulturowość. To trzeba pielęgnować lub przypominać. Nie należy, moim zdaniem, ulegać opinii, że miasto Białystok i Podlasie to tylko handel przygraniczny, kupiectwo drobne i żubr, który aktualnie jest najbardziej znany jako reklama piwa. Należy to miasto traktować przede wszystkim jako ośrodek akademicki. Mamy przecież Uniwersytet w Białymstoku, Akademię Medyczną, Politechnikę Białostocką. Ogółem ponad 20 różnych wyższych uczelni. Jest to więc miejsce, w którym kształceni są ludzie mający potrzeby większe, niż tylko związane z tańszymi zakupami - chociaż to też jest potrzebne. Sprawy związane z rozwojem osobowości nie tylko miasta, ale nas samych są przecież bardzo istotne. Spychanie spraw związanych z kulturą, z inwestycjami do poziomu „spraw na potem” jest, w moim odczuciu, bardzo dużym błędem i nie mogę się na to zgodzić. Moje myślenie idzie na przód, a nie ogranicza się tylko do teraźniejszości.
W czyjej głowie zrodził się pomysł powstania opery?
- 16 stycznia 2004 roku na inauguracji roku jubileuszowego Filharmonii Białostockiej, w słowie wstępnym wypowiedziałem następujące zdanie: „Wierzę, że powstaną w Białymstoku nowe możliwości, nowe sale” - i wymieniłem salę teatru muzycznego lub opery. Zostało to przyjęte aplauzem. Po pewnym czasie w trakcie rozmowy z marszałkiem województwa, przypomniał on moje słowa i zaproponował stworzenie - w szerszej wizji - jakiegoś centrum, w którym powierzy mi rolę koordynatora. Od tego momentu rozpoczęły się rozmowy z Urzędem Miejskim i Urzędem Wojewódzkim. Odbyły się także konsultacje w Teatrze Wielkim Opery Narodowej z dyrektorem Jackiem Kasprzykiem i Jerzym Bojarem. Przedstawili oni ogólne potrzeby dla naszego regionu.
Czy według Pana teraz jest dobry czas na rozpoczynanie tego typu inwestycji?
- Szczególnie w sztuce nie ma czegoś takiego jak linia prosta. Jest albo linia rosnąca albo spadek. Jeżeli przez ostatnie dziesięciolecia jest ewidentnie zauważalny wzrost poziomu artystycznego, chociażby w Filharmonii, to jakimś kolejnym krokiem powinno być poszukiwanie nowych form rozwoju. Szczególnie operetka czy musical, który chcielibyśmy wystawiać, jest o wiele bardziej przystępną formą odbioru kultury, niż sam koncert symfoniczny czy koncert kameralny. Używając argumentu, że mamy Filharmonię, więc po co nam opera, to tak jakbyśmy mówili, że 500 lat temu powstała dobra poezja, więc po co powstała proza? Taka argumentacja jest niewłaściwa. Chciałbym jeszcze nawiązać do sprawy porównywania tej ewentualnej inwestycji do chociażby zapaści w służbie zdrowia. Naszymi melomanami są również osoby, które pracują w szpitalach - profesorowie, lekarze, osoby z personelu medycznego. Powtarzają oni często stwierdzenie: jeżeli my jesteśmy lekarzem ciała, to sztuka jest lekarzem dusz. Nie czekajmy więc do momentu, w którym nasza dusza będzie wymagała reanimacji, a myślmy o tych latach, które są przed nami. Jeżeli od strony ekonomicznej możemy włożyć bardzo niewiele, a możemy uzyskać bardzo dużo z Unii Europejskiej, z funduszy strukturalnych – to kiedy będzie lepszy czas na tworzenie tego typu instytucji? To doskonały okres do rozwoju długofalowego. W ten sposób ja osobiście - a nie jestem ani eurosceptykiem, ani euroentuzjastą - uważam że otrzymaliśmy szansę wejścia do klubu bogatych narodów europejskich, które wysyłają jasny sygnał: „chcemy wam pomóc, ale musicie mieć pomysły i musicie pokazać, że wam na tym zależy”. I teraz myślenie na zasadzie: „dajcie nam pieniądze, a my dopiero wam powiemy co z nimi zrobimy” jest myśleniem błędnym. W ten sposób wszystkie te środki, które mogą być zainwestowane w kulturę, edukację, turystkę nie zostaną przesunięte np. na służbę zdrowia, tylko pozostaną w Brukseli, przepadną. Później będziemy się zastanawiać, czemu nie wykorzystaliśmy szansy, czemu nie udało się nam właściwie wykorzystać środków unijnych. Osoby, które kształtują opinię publiczną, media, ulegają demagogii liczb. Piszą, że opera będzie kosztować tyle milionów, a my mamy większe potrzeby. Wiadomo, że są różne potrzeby, ale trzeba mieć świadomość, że ta inwestycja będzie kosztować tyle, ale my dajemy od 20 do 25 procent całej inwestycji. Jeżeli byśmy nie wyłożyli nic to te pieniądze, dofinansowanie, dostaną inne kraje Unii Europejskiej i już ich nie odzyskamy.
Czy podpisanie listu intencyjnego w tej sprawie przez władze miasta i regionu świadczy o tym, że wspólne myślenie o korzyściach dla sztuki, miasta województwa, zostało przyjęte właściwie?
- Od 9 lipca 2004 roku, czyli od momentu podpisania tego listu intencyjnego, udzieliłem kilku wywiadów. Zarówno dla lokalnych mediów, ale także dla radiowej Dwójki i Jedynki. Za każdym razem reakcja na wiadomość o centrum spotkała się z wielkim entuzjazmem. List intencyjny został podpisany przez marszałka, wojewodę i prezydenta, czyli przez ludzi z różnych opcji politycznych, mających różne punkty widzenia. Wszyscy oni podpisując się pod listem udowodnili, że ta inwestycja jest szansą na podniesie rangi całego regionu. Cieszy mnie to porozumienie.
Proszę powiedzieć o terminach inwestycji i ewentualnej lokalizacji.
- Jeżeli chcemy wprowadzić tę inwestycję w fundusze strukturalne Unii, których teraz będzie nowy podział na lata 2007-2013, to do końca roku 2005 muszą być dwie podstawowe pozycje. Otrzymałem zapewnienie od prezydenta Ryszarda Tura, że do końca 2004 roku otrzymamy prawo dysponowania gruntem, a nie prawo własności. Uzyskanie prawa własności byłoby niekorzystne pod względem procedur związanych z pozyskiwaniem funduszy unijnych. Druga rzecz dotyczy dokumentacji i projektu budowy, który musi powstać do końca 2005 roku. Bez tych dwóch rzeczy, czyli gruntu i projektu, Unia Europejska nam nie pomoże. Te dwie rzeczy są tym wkładem własnym. Następnie zostanie to wpisane w fundusze strukturalne Unii Europejskiej. Myślę, że inwestycja ruszy gdzieś na wiosnę 2006 roku. Pierwszy etap tej inwestycji to oddanie sali, która mogłaby już funkcjonować jako sala do działalności artystycznej, ale także konferencyjnej - to czas około dwóch lat (do połowy 2008). Cała inwestycja powinna zostać zakończona do połowy 2010 roku.
Tego typu obiekt, które żyje od godziny 10 rano, ponieważ jest obudowane działalnością komercyjną (w najlepszym rozumieniu tego słowa), musi być w centrum miasta. Znajdować się tam będą: galerie sztuki, galeria handlowa, księgarnia, kawiarnia, restauracja, punkt wystawienniczy, sala konferencyjna, biura promocji całego centrum. Obiekt taki stałby się również nową wizytówką architektoniczną miasta i nie może znajdować się na peryferiach. Istnieje różnica zdań, jeśli chodzi o lokalizację przy zbiegu ulic Jurowieckiej i Sienkiewicza. To miejsce jest atrakcyjne, więc nadaje się na taką inwestycję i jest własnością miejską, co byłoby dużym ułatwieniem. Lokalizacja ta ma też pewne minusy. Związane są one z prowadzoną tam działalnością handlową. Uważam, że kupcy białostoccy są źle informowani o możliwościach przejęcia tego terenu na ewentualną działalność handlową. Nawet jeżeli ten teren, w planie zagospodarowania przestrzennego, zostanie zapisany, jako teren pod działalność handlową to miasto, jako właściciel, musi ogłosić przetarg. Patrząc na strukturę handlu, który tam się odbywa, nie sądzę, żeby siła ekonomiczna poszczególnych kupców była tak duża, żeby wygrali oni z większym kapitałem. I wówczas, tak czy inaczej, nie będą w stanie przejąć tego terenu. Jeżeli Urząd Miasta zaproponowałby kupcom miejsce równie dla nich atrakcyjne w bliskim centrum miasta, myślę że można by było dojść do porozumienia.
Ja jestem zwolennikiem tego miejsca, ale nie mogę powiedzieć, że tylko to miejsce jest dobre. Inna lokalizacja to teren przy Teatrze Lalek, gdzie planowane jest stworzenie multikina, które mogłoby wspólnie tworzyć pewne centrum kulturalne miasta. Byłby Teatr Lalek, wielofunkcyjne kino i byłoby Centrum Muzyki i Sztuki. Trzecia lokalizacja to teren w okolicach budynku Telekomunikacji Polskiej, przy ulicy Legionowej. Te trzy są najlepsze.
Jaki byłby repertuar opery?
- Chciałbym, żeby w jednym tygodniu można było wysłuchać oper klasycznych, operetki, musicalu, koncertu symfonicznego. Oprócz tego sala powinna być przystosowana do działalności teatralnej (Teatr Dramatyczny, Teatr Lalek, Wierszalin).
Czy spotkał się Pan z jakimiś reakcjami mieszkańców, melomanów na pomysł wybudowania w Białymstoku opery?
- Zadzwonił do mnie pewien pan z prośbą o spotkanie. W jego głosie wyczułem duże podekscytowanie. Spotkałem się z nim. Pan jest członkiem Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Opery „Trubadur”. Regularnie wyjeżdża na spektakle do różnych miast. Człowiek ten ze łzami w oczach mówił o pomyśle powstania opery. Cieszył się, że w końcu doczekał chwili, w której tego typu inwestycja może być u nas rozpoczęta. Dla takich ludzi warto zbudować centrum.